Robert Wdowczyk z EV Klub Polska oraz szczęśliwy posiadacz MINI Coopera SE, do tej pory wykorzystywał elektryczny samochód głównie do codziennych podróży. Wpadł jednak na pomysł, jako elektromobilny praktyk, wybrać się swoim pojazdem w zdecydowanie dłuższą trasę. Jak sam zaznacza, pomysł wydawał się od samego początku szalony, a bliscy pukali się w głowę i patrzyli na niego z niedowierzaniem.
– Znając zasięg elektrycznego MINI chciałem zrobić coś, jako pierwszy na świecie – przejechać 3000 km samochodem elektrycznym z ogólnie małym zasięgiem w mieście, a jeszcze mniejszym na autostradzie – mówi Robert Wdowczyk.
Plan to podstawa
A plan był prosty. Pokonać trasę z Warszawy przez Kalisz do Alicante w Hiszpanii. Robert jeszcze w Polsce ściągnął wszystkie możliwe elektromobilne aplikacje oraz układał trasę za pośrednictwem wbudowanej nawigacji MINI. W każdym przypadku składała się ona z 30 krótkich postojów w przedziale czasowym od 15 do 30 minut. Po procesie planowania przyszedł czas na realizację.
Pokonanie 3036 kilometrów z średnią prędkością 88,4 km/h i zużyciem 17,3 kWh/100 km odbywało się w znakomitej większości po autostradach.
– Przez Polskę i Niemcy przejechałem z prędkością maksymalną 120 km/h, a od Francji do miejsca docelowego zmniejszyłem prędkość maksymalną o 10 km/h, ze względu na znaczące zużycie energii. Jadąc w trybie GREEN w warunkach niezbyt przyjaznych dla elektryków, czyli od -2 do 2 stopni Celsjusza przez Polskę, Niemcy i większość Francji, często podczas opadów deszczu, wiatru i śniegu, przy 90% naładowania, zasięg wynosił od 110 do 130 km. W Hiszpanii przy 12-15 stopniach Celsjusza zasięg wzrósł do 164 km. Doświadczyłem, jaki ogromny wpływ na zasięg elektryka odgrywa temperatura – wskazuje Robert Wdowczyk. W efekcie zamiast 30, łącznie odbyło się 35 sesji ładowania elektrycznego MINI.
Polska lepsza od Hiszpanii, ale gorsza od Niemiec i Francji
Podróż w empiryczny sposób dostarczyła odpowiedzi na pytania o stan infrastruktury na terenie Europy. Jak zaznacza kierowca, w Polsce ładowarki znajdowały się przy głównych trasach przelotowych. Moce ładowania na tych stacjach dla NIMI są wystarczające, bowiem przyjmuje on 50 kWh przy szybkim ładowaniu. Prym w kraju wiedzie GreenWay.
W Niemczech z kolei występuje idealna sieć ładowarek przy autostradach oraz w każdym miasteczku czy wiosce, gdzie dostępne są szybkie ładowarki od 150 do 350 KWh. Wśród operatorów wyróżniają się Sachsen Energie, Aral oraz IONITY. Występują co 30 km od siebie, praktycznie na każdej stacji. Co ważne, wszystkie działały i nie trzeba było się stresować faktem, że zaraz zabraknie prądu.
– W Niemczech i we Francji niezwykle pomocne były tabliczki z informacją o odległości do następnej stacji ładowania. Praktycznie nie było potrzeby korzystania z żadnych aplikacji. Dodatkowo, hotele bardzo często udostępniają, w ramach pobytu, darmowe ładowanie z mocą 11 KWh – zaznaczył Robert.
Kolejnym krajem na drodze przejazdu była Francja. Tutaj również sieć ładowarek bardzo dobra. Problemem są natomiast odległości między stacjami ładowania, które wynosiły nawet 100 km.
– Dla wszystkich innych samochodów elektrycznych to nie problem, ale dla MINI już tak – wskazuje Wdowczyk. – Raz zdarzyła się sytuacja, że ładowarki na jednej ze stacji były w wymianie na nowe i koniecznie było zjechanie z autostrady oraz posiłkowanie się darmowym prądem z sieci Carrefour. Tutaj królowała sieć IONITY – dodaje.
Po przejechaniu Francji przyszedł czas na Hiszpanię. W Kraju Basków nastąpiło ogromne rozczarowanie.
– Żadnej dostępnej ładowarki przy autostradzie AP7, prowadzącej do samego Alicante – ze smutkiem stwierdza użytkownik MINI.
Konieczne było zjeżdżanie do ładowarek Iberdrola, oddalonych nawet 10 km od autostrady.
– Spowodowało to sporo stresu, szukania, a karta Mini Charging w ogóle nie działała – dodaje Robert.
Pocieszeniem w tej sytuacji był fakt, że dzięki wykorzystaniu dedykowanej aplikacji, udało się zaoszczędzić. 1 KWh kosztowała od 0,20 do 0,40 euro (od 0,94-1,88 zł).
– Hiszpania dopiero zaczyna rozwijać infrastrukturę ładowania samochód elektrycznych. Standardem są ładowarki o mocy do 50 KWh – podsumowuje podróżnik.
Ładujemy i płacimy
Trasa ponad trzech tysięcy kilometrów upłynęła pod znakiem 35 ładowań. 26 z nich zostało dokonanych za pośrednictwem karty MINI Charging (link do https://mini-charging.com/web/de/mini-de/tariffs). Klienci wybierając ten produkt mają do wyboru dwie taryfy – Active oraz Flex. W obu przypadkach każda sesja ładowania jest przy wykorzystaniu zielonej energii elektrycznej. Po jednym ładowaniu odbyło się na stacji GreenWay, Orlen Charging, oraz w hotelu w Niemczech. Sześć ostatnich miało miejsce na terenie Hiszpanii przy pomocy aplikacji Iberdrola. Całkowity koszt wyniósł 1335 zł.
Wnioski z wyjazdu
Robert podkreśla, że podczas tej trzydniowej podróży jeszcze bardziej polubił MINI, które nigdy go nie zawiodło. Jak sam jednak stwierdza „ideałem w przyszłości byłby model z zasięgiem na autostradzie 300 km, tak żeby można byłoby bez stresu podróżować po Europie”. Na chwilę obecną poleca ten model samochodu osobom robiącym ok. 130 km dziennie, najlepiej w warunkach wiosenno-letnich. Odpowiadając jednak na pytanie „czy da się nim podróżować dalej?”, Oczywiście, że tak. Wymaga to jednak cierpliwości i posiadania dużej ilości czasu.
MINI Cooper SE, oczywiście poza niskim zasięgiem, spisywał się rewelacyjnie. Prowadzenie, warunki jezdne, jak przystało na auto z niemieckim rodowodem są wspaniałe, ale to co mnie osobiście zachwyca to niesamowite światła. MINI jednak nie uchroniło się wad. Wśród nich jedną z istotniejszych jest nawigacja, która nie ma opcji wyszukiwania stacji szybkiego ładowania i przez przypadek można dojechać do stacji AC z mocą 11 KWh. Co dziwne w aplikacji na telefon jest taka opcja, więc wystarczyłoby dodać taką funkcję w samochodzie. Ogromy plus za to, że MINI nie zawyża zasięgu i nie ma żadnych nagłych spadków mocy podczas jazdy.